Wywiad z "Frankiem" po meczu z Clearexem
Jeden z rekordzistów mecz z Clearexem na pewno zapamięta na dłużej.
Zawodnik rodem z Gliwic gra w naszej drużynie od blisko dwóch lat. Po, jak sam podkreśla niezbyt dobrym początku, teraz na pewno spełnia oczekiwania – jest najskuteczniejszym zawodnikiem Rekordu, wciąż walczy też o koronę króla strzelców ekstraklasy. O bramkach, przeszłości i przyszłości rozmawiamy z Rafałem Franzem.
Bramka, którą zdobyłeś w ostatnim spotkaniu z Clearexem nie była może wyjątkowej urody, ale w pewnym sensie dla Ciebie wyjątkowa?
- Tak, to było moje 150 trafienie w ekstraklasie. Taki sobie założyłem cel przed tym sezonem, wspominałem o tym we wrześniowej rozmowie z Tadeuszem Daniszem – to był taki plan minimum - chciałem zdobyć co najmniej 17 bramek, by jeszcze w bieżącym sezonie mieć na swoim koncie te 150 bramek. Fajnie się to wszystko ułożyło, udało się tą bramkę strzelić i jest to na pewno ważna rzecz dla mnie.
I rozumiem idziesz dalej?
- Idę dalej! No, może Błażeja Korczyńskiego już nie dogonię (śmiech), ale chciałbym się dostać do pierwszej dziesiątki strzelców w historii, zobaczymy - może uda się nawet trochę wyżej?
Jest wśród tych bramek taka, którą szczególnie pamiętasz?
- Jest taka, nawet zachowałem video z tą bramką – to był ligowy mecz z Kupczykiem Kraków, w czasach gdy grałem w Akademii Pniewy – przerzuciłem piłkę zarówno nad Krzyśkiem Filipczakiem jak i bramkarzem Smagowiczem - fajnie to wyglądało.
Kończy się powoli drugi sezon Twoich występów w Rekordzie. Jak ze swojej perspektywy oceniasz te blisko dwa lata spędzone w naszym klubie?
- Może powiem tak – początek na pewno nie był zbyt udany, moja forma była daleka od tej której bym sobie życzył. Złożyło się na to moim zdaniem kilka czynników. Przede wszystkim moje rozstanie z Wisłą, nie najlepszy klimat ostatniego pół roku mojego pobytu w Krakowie, do tego trochę osobistych problemów spowodowało, że przez pierwsze 3-4 miesiące gry w Rekordzie na pewno nie błyszczałem. Natomiast wydaje mi się, że następne półtora roku jest już udane, szczególnie w tym sezonie udaje mi się utrzymywać dobrą dyspozycję. To także zasługa Michała Ślęzaka, z którym pracuję indywidualnie w Gliwicach i korzystając z okazji - bardzo chciałbym mu za tą pomoc podziękować. Jestem bardzo zadowolony, z perspektywy minionych lat mogę powiedzieć, że gram w najlepszym klubie pod względem organizacyjnym. Co ważne, odniosłem już dwa duże sukcesy z Rekordem, bo za takie uważam zdobycie Superpucharu i mistrzostwa Polski, a mam nadzieję że to dopiero początek moich sukcesów w bielskiej drużynie. Jestem przekonany, że uda mi się zdobyć z Rekordem przynajmniej jeszcze dwa złote krążki. Z tego co wiem to miałbym ich wtedy najwięcej ze wszystkich polskich zawodników bo aż siedem i byłbym bardzo szczęśliwy z tego powodu.
Rozmawiamy chwilę po tym jak podpisałeś nową – dwuletnią umowę z Rekordem. Miałeś jakieś wątpliwości czy pozostać w naszym klubie?
- Nie będę ukrywał, że miałem jeszcze dwie alternatywne propozycje. Jednak po rozmowie z prezesem Januszem Szymurą nie miałem już żadnych wątpliwości. Warunki rozwoju, perspektywy dotyczące Rekordu pod względem sportowym plus oczywiście aspekt ekonomiczny - była to powiedzmy sobie szczerze, propozycja nie do odrzucenia. Patrząc pod względem dalszego rozwoju, realizacji własnych celów, a nie będę ukrywał że mam ich kilka czyli gra o Puchar i Superpuchar Polski a w dalszej perspektywie o mistrzostwo Polski, oraz powrót do reprezentacji, oczywiście zdrowej - to lepszego miejsca nie znajdę.
Dziś w roli trenera zadebiutuje Andrzej Szłapa (rozmowa przed meczem z Gwiazdą przyp. MH). Jesteś zaskoczony zmianą na tym stanowisku?
- Powiem tak – pierwszy raz podczas mojej przygody z piłką, szybciej z klubu odchodzi trener niż ja (śmiech). Przyznam szczerze, że byłem zaskoczony i na pewno też było mi trochę smutno. Kiedyś w jednym z wywiadów padło pytanie: który trener najwięcej cię nauczył? Powiedziałem, że każdy mnie czegoś nauczył. Pamiętam jeszcze trenera Krygera z boiska, z czasów jego gry w Clearexie i nie pałałem wtedy do niego sympatią. Ale patrząc przez pryzmat szatni, przez obcowanie z człowiekiem, który w polskiej piłce naprawdę sporo osiągnął to dużo się od niego nauczyłem, jestem mu za to wdzięczny i chciałbym mu za to podziękować. To facet, który naprawdę czuje szatnię, czasami podejmował decyzje, które mi osobiście wydawały się dziwne, ale po czasie okazywało się, że miał rację. Jednak taka jest niestety dola trenera, skoro nie ma wyników na oczekiwanym poziomie, a graliśmy przecież o obronę tytułu, to prezes podejmuje takie a nie inne decyzje. A co będzie dalej, jak te zmiany wpłyną na wyniki, to czas pokaże.
Dziękuję za rozmowę.
- Dziękuję.
Rozmawiał: Marek Homa / Foto: Paweł Mruczek.
Komentarze